Wydawca treści
Zwierzęta
Co zrobić kiedy natrafimy w lesie na martwe lub ranne zwierzę? Ukąsiła mnie żmija – co teraz? Potrąciłem samochodem zwierzę. Co robić? – odpowiedzi na te i inne pytania.
Natrafiłem w lesie na martwe zwierzę. Co robić?
Jeśli znajdziesz w lesie padłe zwierzę lub nawet jego część, niezależnie od tego czy jest to zwierzę domowe czy dzikie, nie przechodź obok niego obojętnie. Śmierć zwierzęcia może być skutkiem choroby zakaźnej. Truchła nie wolno dotykać ani tym bardziej zabierać.
Jeśli znajdziesz w lesie padłe zwierzę, powiadom urząd gminy, a następnie nadleśnictwo.Koniecznie trzeba powiadomić urząd gminy, a następnie nadleśnictwo; ewentualnie policję, jeśli jest już wieczór. Usunięcie i utylizacja martwych zwierząt jest obowiązkiem gminy. Nadleśnictwo należy powiadomić dlatego, bo ubytek zwierzyny w obwodzie powinien zostać uwzględniony w planach łowieckich. Leśnicy sprawdzą także przyczynę śmierci zwierzęcia i - w razie potrzeby - zawiadomią inne służby, np. inspekcję weterynaryjną.
Natrafiłem w lesie na ranne zwierzę. Co robić?
Pomocy można szukać u leśników, choć najlepiej powiadomić o tym urząd gminy. To gmina ma bowiem zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt obowiązek opieki nad wszystkimi zwierzętami: i domowymi (bezdomnymi), i dzikimi – zapewnienia im ewentualnego schronienia czy opieki weterynaryjnej. W tym zakresie gmina może liczyć na współpracę i pomoc ze strony członków Polskiego Związku Łowieckiego, których zobowiązują do tego przepisy.
Leśnicy oczywiście chętnie doradzą, jak zachować się przy zetknięciu z rannym zwierzęciem oraz pomogą w nawiązaniu kontaktu z gminnymi urzędnikami i weterynarzami.
Natrafiłem w lesie na młode zwierzę, które wygląda na porzucone przez matkę. Co robić?
Praktycznie wszystkie zgłoszone wypadki znalezienia „porzuconego" młodego zwierzęcia to fałszywy alarm. Nie należy zbytnio zbliżać się do takich zwierząt, dotykać ich i pod żadnym pozorem zabierać ich z lasu. Pozostawianie młodych zwierząt samych, np. zajęcy, saren czy dzików, to nie brak dbałości o potomstwo ze strony rodziców, ale wręcz przeciwnie - objaw troski o ich byt. To wypracowana przez zwierzęta strategia przetrwania: młode zwierzę nie wydziela intensywnego zapachu, więc nie wyczują go drapieżniki, mało się porusza i ma maskujące ubarwienie, co zapewnia mu ochronę. Ciągła obecność dorosłych zwierząt w pobliżu zagraża młodym i ściąga uwagę drapieżników. Matka dyskretnie obserwuje młode, a zbliża się do nich tylko na czas karmienia.
Zabierając z lasu małą sarnę na oczach jej matki wyrządzamy jej wielką krzywdę. Takie „uratowane" zwierzę w zasadzie nie ma szans na wychowanie wśród ludzi i powrót do naturalnego środowiska.
Zabierając z lasu małą sarnę na oczach jej matki wyrządzamy jej wielką krzywdęNatrafiłem w lesie na kłusownicze wnyki. Co robić?
Wnyk to narzędzie kłusownicze w kształcie pętli z drutu lub stalowej linki. Umieszczane są na ziemi lub na wysokości głowy zwierzęcia i przyczepione do pniaka drzewa lub specjalnie wbitego palika. Zakładane są z reguły grupowo po kilka, a nawet kilkadziesiąt na przesmykach, którymi porusza się zwierzyna. Stanowią także zagrożenie dla ludzi, szczególnie zimą, gdy maskuje je śnieg. W przypadku ich znalezienia należy niezwłocznie zawiadomić leśników lub policję. Nie należy samodzielnie zdejmować, ani zabierać ze sobą wnyków, ale zapamiętać lub dobrze oznaczyć miejsce ich znalezienia (w naszym kraju nawet posiadanie wnyków jest karalne!). Można ostrożnie zaciągnąć pętlę, aby unieszkodliwić niebezpieczny wnyk do czasu przybycia odpowiednich służb.
Natrafiłem w lesie na agresywne zwierzę. Co robić?
Gdy spotkacie w lesie agresywne zwierzę starajcie się jak najszybciej oddalić na bezpieczną odległość. Zdrowe leśne zwierzęta najczęściej same unikają spotkania z ludźmi, a w lesie musimy unikać tylko tych, które nas się nie boją. Zwierzęta są nieprzewidywalne w czasie godów i wtedy nawet rogacz sarny czy byk jelenia może być agresywny, podobnie jak przysłowiowy ranny odyniec. Podobnie może być, gdy zaskoczymy matkę z młodymi w sytuacji, gdy nie może szybko uciec. Wtedy nawet sympatyczna i płochliwa sarna broniąca swojego koźlęcia potrafi atakować człowieka ostrymi raciczkami. Spotkania z dziwnie zachowującymi się zwierzętami trzeba zgłosić leśnikom.
Gdzie można natrafić na żmije? Jak zabezpieczyć się przed nimi?
Na żmiję zygzakowatą możemy się natknąć przede wszystkim w podmokłych fragmentach lasów, pośród rumowisk skalnych, na wilgotnych łąkach, torfowiskach, obrzeżach bagien i na zrębach. Lubi miejsca dobrze naświetlone. Dlatego możemy spotkać ją np. na środku leśnej ścieżki, gdzie wygrzewając się ma nieco uśpioną czujność. Zaniepokojona naszymi krokami, zazwyczaj szybko znika w pobliskiej kryjówce: norze, wykrocie bądź w stercie kamieni. Czasami jednak, gdy przezorność i szybkość ją zawiedzie, próbuje odstraszyć potencjalnego napastnika. Zwija swoje ciało, unosi głowę i głośno syczy. Należy wtedy zachować dystans co najmniej jednego metra, nie wykonywać gwałtownych ruchów i nie drażnić jej. Wtedy żmija nas nie zaatakuje, a my możemy spokojnie wycofać się i uniknąć ugryzienia.
Tam, gdzie spodziewamy się spotkać żmiję, patrzmy uważnie pod nogi i sprawdzajmy miejsce, w którym chcemy usiąść. Bezpiecznie jest mieć wysokie, solidne buty, bo żmija w zasadzie atakuje tylko do wysokości naszej kostki. Poza tym, gdy wędrujemy w ciężkich butach, żmije usłyszą nas z daleka.
Jeśli ukąsiła Cię żmija, nie wysysaj jadu i nie nacinaj miejsca ukąszenia – to tylko może zaszkodzić!W większości przypadków ukąszenie żmii prowokuje człowiek drażniąc ją lub próbując chwytać. Gady te są od nas dużo bardziej ostrożne i unikają jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi. Nigdy bez powodu nie atakują człowieka, a ich ewentualna agresja jest spowodowana wyłącznie strachem czy zaskoczeniem nagłą sytuacją.
Ukąsiła mnie żmija. Co robić?
Oczywiście nie jest to łatwe, ale bardzo ważne w takiej sytuacji jest zachowanie rozsądku i spokoju. Panika i strach u ukąszonego powoduje wzrost tętna i szybsze rozprzestrzenianie się jadu w organizmie. Warto unieruchomić ukąszoną kończynę, aby spowolnić rozchodzenie się trucizny. Niektórzy radzą także założenie opaski uciskowej ponad miejscem ukąszenia, jednak nie jest to konieczne (taka opaska i tak nie może całkowicie tamować dopływu krwi!). Bardzo ważne: nie wysysamy jadu i nie nacinamy miejsca ukąszenia – to tylko może zaszkodzić! Możliwie szybko należy zgłosić się do lekarza, który zapewne poda surowicę w postaci zastrzyku. Warto pamiętać, że choć ukąszenie przez żmiję bardzo rzadko kończy się śmiercią, to jednak jego skutki są nieprzyjemne.
Jak zabezpieczyć się przed kleszczami?
Strach przed kleszczami często zniechęca nas do leśnych spacerów. Ale kleszcze zagrażają nam nie tylko w lesie, równie groźne są dla nas na łące, w ogrodzie, parku lub nad wodą. Czyhają na ofiarę wszędzie tam, gdzie są trawy, paprocie. Lubią też liście leszczyn. Suche bory sosnowe są zatem nawet bezpieczniejsze od miejskiego parku.
Warto jednak zadbać o profilaktykę. Nawet co trzeci kleszcz może przenosić krętki boreliozy. Uchronimy się przed wszelkimi kleszczowymi kłopotami stosując odpowiednie ubranie, czapkę i zabezpieczając się profilaktycznym środkiem chemicznym zakupionym w aptece. Po powrocie ze spaceru w miejscu, gdzie można spodziewać się kleszczy, niezbędna jest kontrola ciała.
Ukąsił mnie kleszcz. Co robić?
Kleszcza należy jak najszybciej usunąć z naszego ciała. Jest to zabieg prosty, bezbolesny i nie wymaga pomocy lekarskiej. Tym bardziej, że obecnie powszechnie dostępne są rozmaite przedmioty ułatwiające usunięcie kleszcza ze skóry. Są to między innymi różnego rodzaju lassa, haczyki czy przyssawki. Możemy go usunąć także zwykłymi szczypczykami. Kleszcza należy uchwycić jak najbliżej skóry, następnie wyciągać go wzdłuż osi wkłucia, lekko obracając. Gdy uda nam się wyciągnąć pajęczaka w całości, rankę należy przemyć środkiem odkażającym, a ręce umyć wodą z mydłem.
Domowe metody polegające na smarowaniu kleszcza różnymi specyfikami nie są polecane. Ułatwiają wprawdzie usunięcie pasożyta, lecz jednocześnie odcinają mu dostęp do powietrza, co zwiększa u niego wydzielanie śliny i wymiocin wstrzykiwanych do krwi człowieka. To z kolei skutkuje zwiększonym ryzykiem zakażenia poważnymi chorobami. Po usunięciu kleszcza ze skóry należy dokładnie sprawdzić, czy nie ma ich w naszym ciele więcej.
Przez 30 dni po ugryzieniu przez kleszcza należy zwracać uwagę na wystąpienie niepokojących objawów: rumienia czy podwyższonej temperatury oraz objawów podobnych do grypyPrzez 30 dni po ugryzieniu należy zwracać uwagę na wystąpienie niepokojących objawów: rumienia czy podwyższonej temperatury oraz objawów podobnych do grypy. Gdy takie wystąpią, należy jak najszybciej zgłosić się do lekarza.
W moim mieście pojawiły się dzikie zwierzęta. Co robić?
Pojawianie się dzikich zwierząt w mieście zdarza się coraz częściej. Jest to niebezpieczne zarówno dla ludzi, jak i zwierząt. Miła i łagodna na pozór sarenka, osaczona przez ludzi, uciekając w panice potrafi nieźle poturbować człowieka, albo złamać sobie kark uderzając w siatkę ogrodzenia.
Jeśli zwierzę pojawiło się na ogrodzonej posesji i można bezpiecznie otworzyć bramę lub furtkę - spróbujmy to zrobić. Oczywiście zwierzęcia nie powinno się dokarmiać, ani zbytnio się do niego zbliżać. Nie należy także samodzielnie łapać lub obezwładniać zwierzęcia. To bardzo niebezpieczne. Chwytanie zwierzęcia wymaga wiedzy i współpracy różnych służb.
W każdej gminie jest powołany wydział (lub stanowisko) zarządzania kryzysowego urzędu gminy, który ma sprzęt i posiada przygotowaną odpowiednią procedurę. Gdy zauważycie zwierzę w mieście, zgłoście to natychmiast właśnie do urzędu gminy lub na policję. Te służby w razie potrzeby skorzystają z pomocy leśników i myśliwych. Zamknijcie też w domu koty i psy, aby uniknąć ich kontaktu ze zwierzęciem, co niesie za sobą ryzyko chorób.
Potrąciłem samochodem zwierzę. Co robić?
Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt kierowca auta, który potrącił zwierzę, powinien zapewnić mu stosowną pomoc i zawiadomić w razie potrzeby służby weterynaryjne oraz policję. Nie ma potrzeby wzywać leśników, co często się zdarza, bo obowiązek usunięcia zwierzęcia z drogi spoczywa na zarządcy drogi oraz gminie.
Kto pokryje mi szkody spowodowane podczas wypadku z udziałem zwierzęcia?
Kierowca samochodu, który potrącił zwierzę, powinien ustalić jego właściciela. Jeśli jest to zwierzę domowe, którego właścicielem jest rolnik, istnieje możliwość uzyskania odszkodowania z ubezpieczenia OC gospodarstwa rolnego.
Jeśli jest to dzikie zwierzę, żyjące w stanie wolnym, to stanowi własność skarbu państwa, który zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego nie odpowiada za takie szkody. Na odszkodowanie możemy liczyć tylko w przypadku gdy mamy odpowiednią polisę AC lub gdy szkoda powstała w związku z polowaniem. Wtedy odpowiedzialność za szkodę ponosi zarządca obwodu łowieckiego, od którego możemy domagać się odszkodowania w oparciu o ustawę prawo łowieckie (art. 46).
Czy mogę swobodnie spacerować po lesie z psem?
Spacer z psem po lesie to wielka przyjemność, ale trzeba pamiętać, że nie wolno psów puszczać luzem (mówi o tym ustawa o lasach oraz art. 166 kodeksu wykroczeń). Wyjątkiem są czynności związane z polowaniem.
Ze względu na ochronę zwierząt dziko żyjących możemy więc po lesie spacerować wyłącznie z psem, który prowadzony jest na smyczy. Należy pamiętać, że nawet mały, pozornie spokojny pies to drapieżnik, który w genach ma polowanie: pogoń i zabijanie. Psy w lesie wprowadzają ogromny niepokój i są przyczyną śmierci wielu zwierząt. Należy zatem rygorystycznie przestrzegać tego nakazu nie tylko z obawy przed mandatem, ale przede wszystkim w trosce o przyrodę.
Czy mogę w lesie swobodnie obserwować i fotografować zwierzęta?
Ustawa o ochronie przyrody zakazuje umyślnego płoszenia i niepokojenia zwierząt, chwytania ich i niszczenia miejsc lęgowych. Można obserwować zwierzęta, a także fotografować i filmować je z bezpiecznej odległości. Nie można jednak w trakcie fotografowania łamać ustawowych zakazów oraz przeszkadzać zwierzętom w godach, lęgach (np. wyciągając z gniazda jajka lub pisklęta do sfotografowania) oraz normalnym funkcjonowaniu. Wobec coraz powszechniejszego dostępu do aparatów fotograficznych i ogromnego zainteresowania fotografią przyrodniczą te zapisy mają swój sens. Ponadto rozporządzenie ministra środowiska dotyczące gatunków objętych ochroną precyzuje zapisy ustawy i określa dokładnie listę zwierząt, w tym ptaków, dla których wprowadzono zakaz fotografowania i filmowania, jeśli spowodować to może ich niepokojenie lub płoszenie.
W listopadzie 2008 r. zmieniono zapisy ustawy o ochronie przyrody (art. 56), na mocy których można wystąpić z wnioskiem do regionalnego dyrektora ochrony środowiska, a na terenie parku narodowego – do dyrektora parku, o wydanie zgody na fotografowanie chronionych zwierząt.
Zanim sięgniemy po aparat, aby uwiecznić obserwowane zwierzęta i ptaki, powinniśmy bliżej poznać prawo chroniące przyrodę.
Najnowsze aktualności
Polecane artykuły
O Witoldzie Szumarskim - współtwórcy Arboretum
O Witoldzie Szumarskim - współtwórcy Arboretum
„ Arboretum to nie tylko drzewa, krzewy i magiczna atmosfera, ale to także ludzie, którzy włożyli w nie masę pracy i serca. Podziwiam ich, bo zostało niewielu, którzy rozumieją, jak ważną rzecz w naszym życiu stanowi przyroda i szanują to, co dostali od Natury, a drugiego takiego daru już nie będzie. Efektem ich prac jest dziś miejsce, w którym możemy zapomnieć o otaczającym nas okrutnym świecie” Las Polski Agata Kulbacka
Witold Szumarki ( 1946-2017 ). Inżynier leśnictwa, absolwent SGGW, magister prawa i administracji po UMK w Toruniu. Przez blisko 47 lat pracownik Lasów Państwowych. Prawdziwy miłośnik przyrody, edukator leśny, społecznik. W leśnych kręgach znany przede wszystkim jako współtwórca i opiekun Leśnego Arboretum Warmii i Mazur im. Polskiego Towarzystwa Leśnego w Kudypach k. Olsztyna.
O tym jak bardzo przez całe swoje życie związany był z przyrodą, jak wielką satysfakcję sprawiała mu praca w lesie i dla lasów wspomina w swojej autobiografii która zamieszczona została w monografii Nadleśnictwa Kudypy „ Dzieje kudypskiego lasu” której był współautorem.
„Moja miłość do przyrody rodziła się w lasach, konkretnie w Puszczy Białowieskiej. Pochodzę z rodziny budników, jak nazywano ludzi mieszkających w tzw. budach, czyli prowizorycznych domach urządzonych w ziemi. Pod koniec XVIII wieku baron Tyzenhaus sprowadził ich do zagospodarowania puszczy wprost z Mazowsza, stąd zwano ich również Mazurami. Byli to specjaliści od potażu, i smoły pozyskiwanej z puszczańskiego drewna. Mój ród takie ma właśnie korzenie, a większość Szumarskich przez setki lat była związana z lasem. Kim zatem mógłbym zostać, jeśli nie leśnikiem?
Ostatnia zawierucha wojenna, oprócz ogromnych tragedii, wywołała prawdziwą wędrówkę ludów i zamieszanie demograficzne. Dotknęło to również moich rodziców, którzy jako młodzi ludzie zostali wywiezieni na przymusowe roboty do Niemiec. Wojnę spędzili pracują koło Hanoweru, a po wyzwoleniu ich w 1945 roku przez Amerykanów, wzięli ślub. Po opuszczeniu Niemiec zamieszkali w Szczecinie, a w 1946 roku przenieśli się do Suwałk. Tam spędziłem dzieciństwo. Tradycje rodzinne i kontakty z krewnymi mieszkającymi we wsi Budy w Puszczy Białowieskiej miały wpływ na moje dalsze decyzje i po skończeniu podstawówki nie miałem żadnych wahań: w 1960 roku zdałem egzamin do Technikum Leśnego, oczywiście – w Białowieży. To były czasy, gdy mogłem wybrać fundatora, który finansuje moją edukację i pobyt w internacie w zamian za podjęcie później u niego pracy. Po dwóch latach nauki, czyli w 1962 roku zawarłem taką umowę z Okręgowym Zarządem Lasów Państwowych w Olsztynie. Po skończeniu szkoły w 1965 roku znalazłem się w samym sercu Krainy Wielkich Jezior Mazurskich, w Nadleśnictwie Borki koło Giżycka, w Puszczy Boreckiej, gdzie zaczynałem jako praktykant. Potem upomniała się o mnie armia, a po skończeniu służby w jednostkach Wojska Polskiego stacjonujących w Olsztynie, wróciłem do ukochanych lasów. Pracowałem już jako leśniczy w Nadleśnictwie Dłużek, obecnie Jedwabno, gdy w 1973 roku zostałem „zwerbowany” do pracy w administracji państwowej. Jako 27-latek zostałem naczelnikiem gminy w Wielbarku, a potem pełniłem funkcję naczelnika miasta i gminy w Górowie Iławeckim. Ten dziesięcioletni okres wspominam jak czas sprawdzania siebie w poważnych sytuacjach, w rolach człowieka odpowiedzialnego za podejmowane decyzje. Na pewno była to dobra szkoła życia. Trudno mi mówić o sukcesach i porażkach, ale faktem jest, że obie jednostki uzyskały tytuł mistrza gospodarności: Wielbark w 1978 roku, zaś dwa lata później – Górowo Iławeckie. Jednak los bywa przewrotny, bo w 1983 roku zostałem uznany jako „nierealizujący polityki PZPR” i zdegradowany ze stanowiska naczelnika miasta i gminy. Wtedy przygarnął mnie ówczesny dyrektor OZLP w Olsztynie Adam Szczerba, który zaproponował mi objęcie funkcji nadleśniczego w Nadleśnictwie Górowo Iławeckie. Jeszcze przed moim przyjściem, 2 listopada 1981 roku potężny huragan doszczętnie spustoszył górowską knieję. Górowski las wyglądał jak pobojowisko, jakby dotknął go kataklizm po upadku tanguskiego meteorytu. Według pierwszych szacunków zniszczeniu uległo kilkadziesiąt tysięcy metrów sześciennych drewna na kilkuset hektarach lasu! A tu zaraz wybuchł stan wojenny. Trzeba było jednak się z tym problemem zmierzyć. Wspólnym wysiłkiem udało nam się doprowadzić górowskie lasy do „stanu używalności”, choć jeszcze długo trzeba było drzewostan odnawiać. Miałem w tym osobistą satysfakcję, bo do Górowa przyjechał minister leśnictwa Waldemar Kozłowski i dyrektor naczelny Lasów Państwowych Jerzy Smykała. Za wielki wysiłek włożony w odnowienie górowskich lasów uroczyście przypięto mi do klapy zielonego munduru Złoty Krzyż Zasługi.
Czas transformacji miał jednak nowe wymagania, a że nie posiadałem wyższego wykształcenia leśnego, a tylko dyplom ukończenia wydziału prawa i administracji UMK w Toruniu i niedokończone studia magisterskie na wydziale rolnym ART w Olsztynie, więc w 1992 roku zostałem odwołany ze stanowiska nadleśniczego w Górowie Iławeckim. Później ukończyłem jednak studia magisterskie na wydziale leśnym SGGW w Warszawie, choć już wcześniej zaproponowano mi pracę w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Olsztynie. W latach 1993–1996 pracowałem tam jako urzędnik. Dyrektorem RDLP był już wtedy Alfred Szlaski. Natomiast jego poprzednik Jan Skabara, w 1995 roku został nadleśniczym w Kudypach. Nowy nadleśniczy dobrze znał mnie osobiście: moje doświadczenie i umiejętności zawodowe, zaproponował mi więc pracę w Kudypach na stanowisku inżyniera nadzoru. Nie ukrywam, że jako „terenowca” zajęcie urzędnicze nie bardzo mnie pociągało, więc tym chętniej zgodziłem się na przeniesienie.
W 1996 roku zaczęła się moja przygoda z Nadleśnictwem Kudypy, o którym wiedziałem, że jest interesujące z wielu względów, również z powodu swego położenia blisko Olsztyna. Podjąłem pracę na odpowiedzialnej funkcji inżyniera nadzoru, czyli zajmowałem się rozliczeniami i kontrolą wykonania zadań gospodarczych, ale prowadziłem także sprawy ochrony przyrody i przeciwpożarowej. Trafiłem na początek nowego rozdziału w działalności Lasów Państwowych, które zaczęły szerzej otwierać się na oczekiwania społeczne, stawiać na edukację i upowszechnianie wiedzy o lesie i leśnictwie. Nadleśnictwo Kudypy już od pewnego czasu przymierzało się do urządzenia arboretum czyli ogrodu dendrologicznego - miejsca, w którym hoduje się i prowadzi badania nad drzewami i krzewami. Teren pod arboretum w Kudypach został wyznaczony przy drodze krajowej nr 16 Olsztyn – Ostróda, tuż za rogatkami stolicy regionu, a więc w miejscu niezwykle dogodnym do zwiedzania. Na prośbę Zygmunta Trocińskiego, prof. Tumiłowicz w 1991 roku opracował program i projekt zagospodarowania terenu pod przyszłe arboretum. Wyznaczony obszar udało się ogrodzić. W 1992 roku wykonano pierwsze nasadzenia drzew, a konkretnie posadzono 65 sztuk kilku egzotycznych gatunków drzew i krzewów. Wieści o pomyśle utworzenia arboretum dotarły również do mnie, wywołując moje zainteresowanie i wtedy pomyślałem sobie, że mógłbym się tym zająć. W 1997 roku, już jako inżynier nadzoru Nadleśnictwa Kudypy miałem zaszczyt uczestniczyć w Kongresie Leśników Polskich, piątym takim wydarzeniem w całej historii Lasów Państwowych. Udało mi się porozmawiać tam z prof. Tumiłowiczem, którego zapytałem, czy nie moglibyśmy wrócić do tematu arboretum i czy by nie zechciał nas wspomóc swoją wiedzą i doświadczeniem. Profesor podtrzymał wcześniejszą deklarację i to był dobry punkt wyjścia do kontynuowania dzieła. Wspólnie z nadleśniczym Skabarą zorganizowaliśmy spotkanie z udziałem zainteresowanych osób, określając zakres i sposób urządzenia obiektu. Była jesień 1997 roku i to właśnie ten moment można uznać za kontynuację bądź oficjalny początek arboretum w obecnym wydaniu. Obejrzeliśmy teren, przedstawiłem koncepcję zagospodarowania arboretum i wtedy zapadła decyzja: „No to bierzemy się do roboty!”. Robota mniej więcej polegała na tym, że od roboty byłem ja, oczywiście przy wsparciu Nadleśnictwa, natomiast merytorycznie mieli mi pomagać prof. Czesław Hołdyński i jego pracownicy z Katedry Botaniki, a także osobiście prof. Jerzy Tumiłowicz.. To wybitny dendrolog, zarówno jako naukowiec jak i praktyk, którego nazywam ojcem polskich leśnych arboretów. Tak narodziło się Arboretum. Dwa lata później wymyśliłem, że jego nazwa będzie brzmiała: Arboretum Warmii i Mazur.
Przy tworzeniu kolekcji i urządzaniu arboretum dużo pomógł mi prof. Jerzy Tumiłowicz, który wprowadził mnie w sekretny świat dendrologii, świat ogrodów botanicznych i arboretów. Dzięki niemu poznałem wielu uznanych w kraju dendrologów ,botaników architektów krajobrazu a także pozyskałem przyjaciół wśród dyrektorów i pracowników ogrodów botanicznych i arboretów w kraju. Tak nawiązane znajomości spowodowały, że otworzyły się przede mną drzwi do wszystkich ogrodów, odwiedzałem je i przywoziłem stamtąd pierwsze sadzonki. Nasadzenia to początek. Dalszy etap to ich utrzymanie i pielęgnacja. W 1999 roku Arboretum stało się pełnoprawnym członkiem Rady Ogrodów Botanicznych i Arboretów w Polsce. W pewnym momencie moja aktywność w tym organie została doceniona i jedną kadencję (2006-2010) byłem wiceprzewodniczącym Rady. Obecnie, po przejściu na emeryturę jestem honorowym członkiem tej organizacji, która zrzesza dyrektorów i kierowników ponad 30 takich placówek w kraju. Nieco później nasze arboretum zostało członkiem Międzynarodowej Organizacji Ogrodów Botanicznych BGCI (Botanic Gardens Conservation International). W 2005 roku Arboretum w Kudypach formalnie stało się ogrodem botanicznym. Pierwszym w regionie! Zadecydował o tym minister środowiska, który 18 października 2005 roku uznał, że Leśne Arboretum Warmii i Mazur w Nadleśnictwie Kudypy spełnia wymogi ogrodu botanicznego. W 2006 roku nasze arboretum było już znane w regionie i kraju, o czym świadczy zdobyty wówczas tytuł Najlepszej Usługi Turystycznej Warmii i Mazur.
Zdobyta w pierwszych latach działalności opinia o naszym arboretum utrzymuje się do dnia dzisiejszego, co potwierdza kolejna nagroda w konkursie na najlepszą usługę turystyczną za rok 2013. To wyróżnienie przyznała kapituła z udziałem marszałka województwa, natomiast rok wcześniej organizacje turystyczne wyróżniły ogród botaniczny w Kudypach tytułem najlepszego obiektu turystycznego Warmii i Mazur. Przyznano też statuetką „Zielony Laur” w konkursie firmowanym przez Ministerstwo Środowiska. Zaś organizacja ekologiczna Klub Gaja przyznała nagrodę „Czarodziejskiego Drzewa”. Miałem i ja osobistą satysfakcję, gdy w 2010 roku otrzymałem renomowany tytuł Srebrnego Inżyniera, przyznany w plebiscycie „Przeglądu Technicznego”. Nie liczę już innych odznaczeń i tytułów, których przez te lata się nazbierało. W 2011 roku przeszedłem na zasłużoną emeryturę, jaka należała mi się pod 47 latach uczciwej pracy, w zdecydowanej większości w leśnictwie. Jednak nadal bywam w Kudypach, interesuję się zmianami, jakie tutaj następują, a jako przewodniczący koła Towarzystwa Przyjaciół Lasu „Las Kudypski” często organizuję wspólne wydarzenia edukacyjne z moimi byłymi współpracownikami z Nadleśnictwa (…)”
Witold Szumarski za swoją pracę nagrodzony został wieloma odznaczeniami i tytułami. Do najważniejszych należą: Brązowy Krzyż Zasługi (1974r.), Zasłużony dla Warmii i Mazur (1975 r.) Zasłużony dla leśnictwa (1985r.), Zloty Krzyż Zasługi (986r.)
Zmarł 12 listopada 2017 r. po ciężkiej chorobie. Do końca swoich dni pozostał osobą aktywną, udzielającą się w edukacji leśnej, pełną pasji i miłości do przyrody.